Motto: "Pierdol bąka a on brzdąka" - ciocia Wiesia

Arcypiskup. Numer trzeci wśród hierarchów Kościoła

http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,151669,19808487,arcypiskup-numer-trzeci-wsrod-hierarchow-kosciola.html

Bronił abp. Paetza, walczy z gender, wątpiący w katastrofę w Smoleńsku. Ambicje łódzkiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego wykraczają daleko poza granice diecezji.



Początek marca, kilka dni po wypadku prezydenta Dudy mszę za ojczyznę w łódzkiej katedrze odprawia ks. abp Marek Jędraszewski. W homilii krytykuje KOD, który rzekomo miał się martwić tym, że "skończyło się zupełnie inaczej". I uderza w Adama Michnika. Nie wymienia go z nazwiska. Mówi o nim: "Ten człowiek nie chciał, by nasze życie po 1989 r. kształtowało się według tych trzech słów tworzących jeden wielki program dla Polski: "Bóg, Honor, Ojczyzna"". Homilia wywołuje medialną burzę.

- Nie mogę milczeć, kiedy Michnika niesprawiedliwie osądza jeden z najbardziej liczących się katolickich hierarchów, i to podczas Najświętszej Eucharystii - odpowiada arcybiskupowi na łamach "Wyborczej" dominikanin o. Ludwik Wiśniewski z Wrocławia, związany z opozycją w czasach PRL-u.

- Jest coraz gorzej - skarży się zakonnik z Łodzi i przypomina kolejne wypowiedzi abp. Jędraszewskiego o katastrofie smoleńskiej, o in vitro (że jego stosowanie wiąże się ze śmiercią), o gender (że to ideologia niebezpieczna, która prowadzi do śmierci cywilizacji). - Trzeba się przyzwyczaić, że mamy metropolitę ultrasa, pupilka Radia Maryja - dodaje.

Smoleńsk i in vitro z ambony

Takich głosów jest więcej. Stefan Niesiołowski (PO) o swoim ordynariuszu mówił w "Wyborczej": "PiS-owski biskup Jędraszewski włącza się w narrację smoleńską,. To są brednie, a przecież biskupi są następcami apostołów, ludźmi powołanymi do tego, żeby głosić prawdę, żeby być przewodnikami".

Były poseł ZChN trafia w sedno. Abp Marek Jędraszewski to jeden z najbardziej wyrazistych i wpływowych polskich hierarchów. Można powiedzieć, że formalnie zajmuje trzecie miejsce w polskim Kościele. Zastępca przewodniczącego Episkopatu Polski - czyli swojego byłego przełożonego z Poznania abp. Stanisława Gądeckiego. Z urzędu członek rady stałej Konferencji Episkopatu Polski.

Głośno popiera PiS. O prezydencie Andrzeju Dudzie mówił: "Jego osobista formacja, wartości, do jakich się odwołuje (...), pozwalają sądzić, że rozumie, na jakich zasadach powinno opierać się rządzenie Rzeczpospolitą". Uwielbia go Radio Maryja - na antenie wychwalane są jego kolejne homilie. Jego msze transmituje Telewizja Trwam. Jednej z nich - zorganizowanej w Kaliszu - o in vitro, na której łajał ministra zdrowia Mariana Zembalę (PO), przysłuchiwał się sam o. Tadeusz Rydzyk.

- On zawsze musiał mieć takie poglądy - mówi łódzki zakonnik. - Po wyborach uznał, że można więcej. Poza tym trudno przelicytować niektórych ministrów, więc Jędraszewski dociska gaz do dechy.

Studia z papieskim wyróżnieniem

Próbowałem porozmawiać z arcybiskupem. Podszedłem do niego w katedrze. Powiedział, że musi się zastanowić i da znać. Do dziś nie odpowiada.

O arcybiskupie nikt nie chce się wypowiadać i podpisać tego własnym nazwiskiem. - Raz coś powiedziałem i miałem straszne kłopoty - przeprasza jeden z księży.

- Chciałby pan być zesłany do pipidówka? - pyta inny. I przypomina historię księdza Jacka Ambroszczyka, lubianego oraz medialnego, wieloletniego dyrektora łódzkiego Caritasu, który nie przypadł do gustu abp. Jędraszewskiemu i został zesłany do parafii pod Bełchatowem.

Jedyną osobą, która nie ma takich problemów, jest Tomasz Polak, teolog, profesor UAM. Kiedyś nazywał się Węcławski i był rektorem seminarium duchownego w Poznaniu. W 2007 r. odszedł z kapłaństwa i wystąpił z Kościoła. Był głównym oponentem abp. Juliusza Paetza. Robił wszystko, by czołowi hierarchowie dowiedzieli się o molestowaniu poznańskich kleryków.

Polak: - Najprostsza charakterystyka abp. Jędraszewskiego to wieczny prymus. Poznaniak. Zdolny absolwent prestiżowego Liceum im. Karola Marcinkowskiego, tzw. Marcinka. Potem seminarium, studia filozoficzne w Rzymie ukończone z wyróżnieniem, o czym informowano nas z lubością.

W CV biskupa czytamy, że w 1991 r. habilitował się w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Napisał rozprawę "Jean-Paul Sartre i Emmanuel Levinas - w poszukiwaniu nowego humanizmu. Studium analityczno-porównawcze".

- Jednym z jej recenzentów był ks. prof. Józef Tischner - wspomina abp. Jędraszewski w artykule "Moja filozoficzna droga". Pisał dalej: "Nie kryję, że ks. Tischner zawsze imponował mi sposobem pisania i podejmowania ważnych zagadnień filozofii współczesnej".

Polak: - Ze względu na dobre wykształcenie i kulturę osobistą uchodził za otwartego i nowoczesnego. Jako nauczyciel akademicki był szanowany przez studentów.

W Poznaniu jest dobrze wspominany. Był lubiany przez wiernych - cenili jego emocjonalne homilie.

Miał być polskim Franciszkiem

Jeden z łódzkich księży: - Kiedy dowiedziałem się, że przyjdzie do Łodzi, ucieszyłem się. Wiedziałem, że zajmuje się filozofią dialogu. Pisał o Emmanuelu Levinasie. Pomyślałem, że wreszcie przychodzi do nas ktoś, kto pisał do księgi dedykowanej ks. Józefowi Tischnerowi. Była ogromna nadzieja, że łódzki Kościół zmieni się na lepsze.

W dniu ingresu w łódzkiej katedrze we wrześniu 2012 r. nowy metropolita wygłosił długą homilię pełną rozważań teologicznych. Po jej wysłuchaniu można się było spodziewać, że pozostanie wierny profesorskiemu stylowi.

Tylko najbardziej uważni słuchacze zwrócili uwagę na apel o pogłębianie wiary "w czasie, gdy kultura zachodnia staje się chrystofobiczna i ulegając poprawności politycznej, dąży się do wyparcia chrześcijaństwa z życia publicznego".

Po ingresie wielu księży wpadło w euforię na wieść, że abp Jędraszewski sam kupuje sobie bułki. Mieszkanie swojego poprzednika w pałacu biskupim miał nazwać "Bizancjum" i kazał przerobić na styl Ikei.

Podziękował za służbowy samochód. Mimo że wielu biskupów wozi się autami wartymi kilkaset tysięcy, nowy łódzki biskup jeździ volkswagenem golfem i sam go prowadzi.

Ale szybko przyszły rozczarowania. Pierwszy zgrzyt to decyzja o zmianie charakteru ekumenicznej drogi krzyżowej. Przechodziła ona ulicami Łodzi przez 12 lat. Zaczynała się pod ewangelickim kościołem św. Mateusza, zatrzymywała przy katolickiej katedrze, a kończyła przy kościele Jezuitów mieszczącym się w dawnej świątyni protestanckiej. Rozważania na każdej ze stacji prowadzili duchowni różnych wyznań. Trzy lata temu zmieniono jej nazwę: zamiast ekumenicznej stała się "łódzką". Przeniesiono ją z Wielkiego Piątku na tydzień wcześniej. Rozważania na stacjach zamiast duchownych różnych Kościołów wygłaszają zawodowi aktorzy, a przygotowuje je rzymskokatolicki ksiądz. Zmieniła się też trasa. Nabożeństwo zaczyna się w kościele pw. św. Faustyny i ul. Piotrkowską, mijając trzy przystanki tramwajowe, idzie do archikatedry.

- Nie poszedłem na tę drogę krzyżową - mówi ks. Semko Koroza, przewodniczący łódzkiego oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej oraz proboszcz parafii ewangelicko-reformowanej.

Wszyscy członkowie Rady napisali do abp. Jędraszewskiego list z informacją, że nie widzą dla siebie miejsca na drodze krzyżowej pozbawionej ekumenicznej symboliki. - Nie dostaliśmy odpowiedzi - dodaje ks. Koroza.

Dwór, centralizm i "cenzor"

Kolejne decyzje metropolity sprawiły, że coraz więcej księży zaczęło odliczać czas do emerytury Jędraszewskiego. Mówi jeden z nich: - Odkąd arcybiskup ogłosił, że na każdy zagraniczny wyjazd diecezjalni księża muszą uzyskać jego zgodę, to wszystkiego mi się odechciewa.

Inny ksiądz: - W kurii jest centralizm i zamordyzm. Rządzi dwór. Kilku młodych księży awansowanych przez biskupa podejmuje za niego decyzje. Jędraszewskiego nie interesuje, co robią. Zresztą w Łodzi tylko bywa. Krąży między Poznaniem, Rzymem i Warszawą. Niedawno w ramach "porządków" zmieniono granice dekanatów. Nikt nikogo o nic nie pytał. O zmianach dowiedzieliśmy się ze strony internetowej.

Księża krytykują też decyzję o powołaniu nieformalnego cenzora strony internetowej archidiecezji. Odpowiada za to, by nie ukazało się na niej nic, co byłoby nie w smak szefowi. Na przykład informacja, że gwiazda TVN Szymon Hołownia przyjeżdża do łódzkiego kościoła, nie pojawiła się na stronie. Kontrowersyjne wypowiedzi, z których abp Jędraszewski zasłynął, większości księży nie przeszkadzają - podzielają jego zdanie. Tylko nieliczni rozczarowani przypominają sobie teraz fakty z jego życia.

Tomasz Polak: - W sprawie abp. Paetza [poznański arcybiskup, któremu zarzucano molestowanie kleryków] Jędraszewski zachował się fatalnie. Był już biskupem pomocniczym i razem z pozostałymi organizował akcję podpisywania listów poparcia dla abp. Paetza, zmuszając do ich podpisywania księży dziekanów dekanatów archidiecezji poznańskiej. To był powód, dla którego napisałem w "Tygodniku Powszechnym", że biskupi pomocniczy utracili moralne prawo do kierowania Kościołem w Poznaniu. Dotyczy to na pierwszym miejscu ówczesnego bp. Jędraszewskiego. Jestem przekonany, że musiał wiedzieć o skłonnościach i zachowaniach przełożonego więcej niż inni poznańscy biskupi ze względu na przyjaźń z Paetzem podczas pracy tego ostatniego w Rzymie, kiedy Jędraszewski był tam na studiach doktoranckich.

Ktoś inny przypomina poznański Marsz Równości zablokowany przez Jędraszewskiego jesienią 2005 r. Pół tysiąca ludzi zamierzało przejść deptakiem, by protestować przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną i niepełnosprawność. Kiedy prezydent Poznania dał im zgodę, bp Jędraszewski oświadczył, że to "uwłacza pamięci Jana Pawła II, który zechciał być obywatelem honorowym tego miasta". Po tych słowach prezydent zakazał marszu.

Ambicje abp. Jędraszewskiego wykraczają poza Łódź. Podobno liczy na więcej niż stanowisko zastępcy przewodniczącego Episkopatu Polski.

-------------------------------------------------------------------------------
https://www.tygodnikpowszechny.pl/arcybiskup-wypycha-z-kosciola-29398

Gdy po raz pierwszy przeczytałem fragmenty tej mowy, przywoływane w medialnych doniesieniach, pomyślałem, że może dziennikarze wyolbrzymiają, a jeśli nie, to może hierarchę zwyczajnie poniosło i dał upust chwilowym emocjom. Lektura całości wypowiedzi, zamieszczonej na stronach internetowych archidiecezji łódzkiej, potwierdziła jednak doniesienia. Co więcej, trzeba zwrócić uwagę na godzinę publikacji zapisu kazania: 1 sierpnia 2015 r., 13.49. Msza, której metropolita przewodniczył, rozpoczęła się w południe tego dnia. Wniosek jest prosty: słowa wypowiedziane z ambony były przemyślane i przygotowane na piśmie. O emocjonalnym porywie nie może być mowy.
Zatem tak, abp Marek Jędraszewski z rozmysłem wykorzystał Powstanie Warszawskie – jego dramat i krew ofiar – by skrytykować konwencję antyprzemocową oraz ustawy o leczeniu niepłodności i uzgodnieniu płci. Jego zdaniem poparcie dla tych rozwiązań może być „uznane jako zdrada wobec tych wartości moralnych, dla których Powstanie w ogóle wybuchło”. Duchowny ma naturalnie prawo do wyrażania opinii o rozwiązaniach legislacyjnych oraz do krytykowania tych, którzy za nimi głosują. Ale wpisywanie tego w historyczny dyskurs o zrywie wyzwoleńczym oraz sugerowanie, że walczący w 1944 r. w stolicy byliby przeciwko obecnie rządzącym, to cynizm najwyższej próby.
Przywołanie poruszającego wiersza pod tytułem „Czerwona zaraza” również nie było tu przypadkowe. Jego autorem jest Józef Szczepański, pseudonim „Ziutek”, który zanim zginął 10 września 1944 r., w poetycki sposób pokazał dramat miasta czekającego na pomoc Armii Czerwonej. Na tym tle kaznodzieja kreślił karkołomne porównanie: tak jak wtedy z radzieckim wojskiem weszła do Polski bolszewicka władza, tak „obecnie przychodzi do nas lewacka zaraza”. Co naturalnie było odniesieniem do wspomnianych ustaw, obecnego rządu i ustępującego prezydenta.
Można by spierać się w tym miejscu z zastępcą przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Można by np. dowodzić, że pejoratywne określenia lewicy są mocno nie na miejscu, skoro polska lewica niepodległościowa – jak socjaliści z PPS-WRN – była częścią Polskiego Państwa Podziemnego. Można by próbować wykazać, że przyjmowanie ustaw przez demokratycznie wybrane władze to jednak nie to samo, co dyktat bolszewicki. Można by. Ale po co? Przecież już chyba rozumiemy, że w kazaniu nie chodziło o zaproszenie do rozmowy.
Po uważnym przeczytaniu tego wystąpienia zrozumiałem, że autor po prostu chciał napiętnować konkretne grupy społeczne. Lewica, zwolennicy PO i prezydenta Komorowskiego, to „czerwona zaraza”, która zalewa Polskę, a na dodatek zdradza ideały Powstania Warszawskiego. Wygląda na to, że łódzki metropolita, uzyskawszy wysoką pozycję w Episkopacie, dojrzał do forsowania strategii wypychania części wiernych z Kościoła. Skoro katolicy o poglądach lewicowych, liberalnych czy nawet centrowych tak często krytykują biskupów i w ogóle nie da się nimi kierować, to nie ma sensu o nich zabiegać czy nawet z nimi rozmawiać. Zamiast postawy dialogicznej z tej perspektywy lepsza jest konfrontacyjna. Oskarżać, obwiniać, obrażać – aż przynajmniej część z nich zniechęci się do Kościoła, może odejdzie, oczyszczając pole dla tych bardziej prawicowych i posłusznych. Bo katolicka wspólnota w tej wizji musi być prawicowo-patriotyczna.
Tak rozumiem to, co się kryje za kazaniem arcybiskupa Jędraszewskiego. Pojawił się w naszym Kościele nurt chcący wypłukać wspólnotę wiernych z tych, którzy nie pasują do określonej wizji. I nie jest to wizja ewangeliczna, w której chodzi o głoszenie Dobrej Nowiny każdemu człowiekowi. Coś, co jeszcze do niedawna było marzeniem krewkiego publicysty lub postulatem pojedynczego księdza, wdarło się na szczyty polskiego Episkopatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz