Arcybiskup Henryk Hoser od 2008 roku jest biskupem diecezji
warszawsko - praskiej. Jest jednym z najważniejszych ludzi polskiego Kościoła.
Jako taki ma dostęp do wielu sekretów. Ale też nosi w sobie jedną, szczególną
tajemnicę. Tajemnicę co zrobił, a czego nie zrobił on sam i Kościół katolicki w
Rwandzie w 1994 roku i wcześniej. W trakcie i przed ludobójstwem nawet miliona
osób. Świetny reportażysta Wojciech Tochman poszedł tropem tej tajemnicy.
Biskup od trzech lat nie odpowiedział na jego pytania.
To nie znaczy, że biskup Hoser nie wypowiada się o Rwandzie.
Czasem (choć bardzo rzadko) się wypowiada. Właśnie teraz na przykład udzielił
wywiadu Katolickiej Agencji Informacyjnej. Szanujemy kolegów dziennikarzy z
KAI. Nie możemy jednak powiedzieć, by zadali biskupowi właśnie te pytania,
które powinni zadać i właśnie w taki sposób, w jaki powinni to zrobić. Zrobili
wywiad wobec biskupa grzeczny i układny. Większość pytań to pytania otwarte, na
które biskup odpowiada co chce, jak długo chce. Brakuje jakiejkolwiek
konfrontacji z faktami. Jedynym złym jest "Newsweek", który piórem
Aleksandry Pawlickiej pisał tydzień temu o Rwadzie i biskupie Hoserze.
Tymczasem pytania o prawdę wciąż nie znalazły odpowiedzi.
Niewiele osób pamięta, że zupełnie inne pytania kilka lat
temu zadał biskupowi Wojciech Tochman - jeden z najbardziej znanych i cenionych
polskich reportażystów. Tochman pisał książkę o Rwandzie "Dzisiaj
narysujemy śmierć".
– Wojciech Tochman jest niesamowicie pracowitym człowiekiem
– ocenia Mariusz Szczygieł, jego współpracownik z Instytutu Reportażu. –
Potrafi niezliczoną ilość razy latać w miejsce, o którym pisze. Teraz pisze
książkę o Filipinach i był tam już 128 razy. A w Rwandzie był 337 razy, jestem
tego pewien – mówi Szczygieł. - Tochman pisze cienkie książki, ale pracuje tak
ciężko, jakby pisał grube tomy - dodaje Szczygieł.
Na rozmowę z arcybiskupem Hoserem Wojciech Tochman poszedł
więc świetnie przygotowany.
Zadał biskupowi następujące pytania:
1. Czy i dlaczego Kościół w Rwandzie faworyzuje Hutu?
2. Czy postawa rwandyjskiego Kościoła mogła sprzyjać
ludobójstwu
3. Co w kwietniu 1994 roku stało się na Gikondo, które
ksiądz świetnie zna?
4. Czy mieszkający tam Pallotyni mogli zachować się inaczej?
5. Czy mogli zachować się inaczej, gdy wrócili z ucieczki?
6. Czy katoliccy księża brali udział w ludobójstwie w 1994
roku?
7. Czy w latach dziewięćdziesiątych XX wieku w Rwandzie było
jedno, czy dwa ludobójstwa?
8. Czy Kościół neguje ludobójstwo 1994?
9. Co księdzu wiadomo o ukrywaniu przez Watykan duchownych
ludobójców?
10. Czy ksiądz arcybiskup pomagał w ich ewakuacji z Rwandy?
11. Dlaczego ksiądz do Rwandy już nie jeździ?
Przebieg rozmowy Wojciecha Tochmana z arcybiskupem Hoserem
znamy dzięki relacji Tochmana /wypowiedź dla naTemat, autoryzowana/
"Kiedy pracowałem nad książką “Dzisiaj narysujemy
śmierć” o ludobójstwie w Rwandzie, poprosiłem pana Hosera o spotkanie.
Uważałem, że to konieczne, ponieważ w Rwandzie sporo o nim w słyszałem. Mówi
się tam, że – jeszcze przed ludobójstwem - sprzyjał mianowaniu
nacjonalistycznych biskupów Hutu, którzy nie zrobili nic, by zabijanie
powstrzymać. Warto dodać, że w czasie, kiedy na zamówienie rządu Rwandy
sprowadzano z Chin skrzynie pełne nowiutkich maczet, w komitecie centralnym
jedynej partii, zasiadał arcybiskup Kigali. Był on też osobistym doradcą
prezydenta. Biskupi wiedzieli o nadchodzącej apokalipsie. Wiedział Watykan.
Wszyscy wiedzieli. I mino to, Kościół wciąż faworyzował Hutu, którzy szykowali
masowe mordowanie Tutsi.
Pan Hoser wyjechał z Rwandy kilka miesięcy przed
rozpoczęciem rzezi i wrócił zaraz po, kiedy ziemia wciąż uginała się od miliona
świeżych trupów. Mówi się tam o panu Hoserze, że pomagał wtedy ewakuować z
Rwandy duchownych, którzy mieli niebawem być ścigani za popełnienie zbrodni.
Nie wiem, czy to prawda.
Poszedłem, jak nakazuje reporterskie rzemiosło, go o to
zapytać. Prawdą, której się nie da zaprzeczyć, jest fakt, że kościół rwandyjski
jest uwikłany w zbrodnie. Kiedy jedni duchowni ratowali ludzi i ginęli za
swoich parafian, inni gwałcili i zabijali. Trzeba powiedzieć szerzej, cały
kościół katolicki, jest uwikłany w rwandyjskie ludobójstwo. Postawa Jana Pawła
II była w tej sprawie zawstydzająca.
Na rozmowę o tych trudnych sprawach pan Hoser przeznaczył 25
minut. To zręczny rozmówca. Na moje pytania, mocne i stawiające sprawę wprost,
odpowiadał bez zdziwienia. Odniosłem wrażenie, że żadne pytanie nie zbiło go z
tropu. Odpowiadał pewnie, i w taki sposób, aby nie powiedzieć nic. Mówił
okrągłymi zdaniami bez żadnej treści. W slangu dziennikarskim taki rodzaj
wypowiedzi nazywamy bełkotem. Pełno słów, a nie wiadomo o co chodzi. Słuchałem
go z narastającym poczuciem bezradności: jak ten bełkot przytoczyć w książce?
Gdy wybiła dwudziesta piata minuta tak zwanej audiencji, gospodarz wstał i grzecznie
poprosił: ale tego, co powiedziałem proszę nie cytować w książce.
Uszanowałem prośbę mojego rozmówcy, zacytowałem jedynie
swoje pytania. W ciągu trzech lat od wydania książki, pan Hoser nie zaregował
na to, co napisałem w jego sprawie."
Arcybiskup nigdy na pytania nie odpowiedział. Mimo upływu
czasu i licznych prac naukowych dowodzących, że Kościół był częściowo
odpowiedzialny za wydarzenia w Rwandzie, abp Hoser upiera się, że jego
instytucja i on sam mają czyste ręce.
W 1994 roku w Rwandzie zamordowano od 800 tysięcy do 1
miliona osób. W kwietniu 94 wybuchł z pełną mocą tlący się od dziesiątek lat
konflikt etniczny między Tutsi a Hutu. Ci pierwsi, uważani za klasę wyższą,
byli mniej liczni, ale trzymali w kraju władzę. Hutu byli liczniejsi, ale byli
klasą niższą. 6 kwietnia 1994 roku zestrzelono samolot z wywodzącym się z Hutu
prezydentem Juvénal Habyarimana, co było paliwem dla masakry.
Ludobójstwo popełniane w szale nienawiści maczetami, bronią
palną i ogniem właściwie bezczynnie obserwowali żołnierze Narodów Zjednoczonych
i katoliccy misjonarze, wśród których sporą część stanowili Polacy. Dzisiejszy
metropolita warszawsko-praski arcybiskup Henryk Hoser przez wiele 21 lat pełnił
posługę w Rwandzie, a w Gikondo, dzielnicy stołecznego Kigali, parafii
prowadzonej przez polskich księży, stworzył Ośrodek Planowania Rodziny. Do
Europy wrócił w 1996 roku, w dwa lata po ludobójstwie.
W Gikondo, gdzie służył ksiądz Hoser doszło do masakry
tysięcy osób. Wojciech Tochman napisał w książce, że duchowni biernie
przyglądali się śmierci parafian. Że ważniejsza była dla nich ochrona
Najświętszego Sakramentu, a nie pomoc wiernym. Wiadomo też, że w niektórych
kościołach, duchowni brali czynny udział w zabijaniu Tutsi. Niektórzy zostali
za to skazani przez międzynarodowy trybunał. Przed polskim kościołem w Gikondo
zabito ok 70-80 osób. Księża patrzyli (czy raczej sie schowali żeby nie
patrzeć) na zabicie 70-80 osob jednego dnia na dziedzińcu swojego kościoła i
kilka dni później ponownie na zabicie kilkunastu osób w klasztornej kaplicy.
Wojciech Tochman dotarł do polskiego wojskowego, który w
dniu masakry był w Gikondo razem z polskimi misjonarzami.
FRAGMENT KSIĄŻKI "DZISIAJ NARYSUJEMY ŚMIERĆ"
Wojciech Tochman
Rano, jak zawsze, zjedli z księżmi śniadanie. Tym razem nie
mówiono ani o Żydach, ani o masonerii (zwykle to podobno był temat księżowskich
dyskusji). Rozmawiano o tym, co dzieje się w mieście. I o tym, że nie należy
się wtrącać. To nie nasza sprawa, nie nasz biznes. Ale Najświętszy Sakrament
tak. Jest w kościele. Zagrożony. (...) Cokolwiek się tam stanie, nie wolno
dopuścić do profanacji. Najświętszy Sakrament trzeba ocalić! Ale co zrobić, by
ocalić ludzi - o tym, według Jerzego Mączki, przy śniadaniu księża nie
rozmawiali wcale. Dlaczego? Czy dlatego, że ofiarami byli Tutsi, a mordercami
Hutu? Księża podjęli decyzję: idziemy ocalić Chrystusa, który za nas cierpiał
rany.
Wojciech Tochman dotarł do jednego z polskich księży, który
był wtedy w Gikondo. Dziś jest księdzem diecezjalnym (wystąpił z zakonu
pallotynów). Mieszka w Belgii
- Przylecę do księdza. Chciałbym...
- Chciałby pan napisać prawdę. A nie ma się czym chwalić -
powiedział mu ks. Henryk Pastuszka.
Tak właśnie jest. Ani Kościół, ani arcybiskup Hoser nie mają
powodów do chwały za Rwandę. Wszystko wskazuje, że mają powody do wstydu. Że
mają powody co najmniej do tego, do czego regularnie wzywają wiernych: do
spowiedzi i rachunku sumienia.
Jaka szkoda, że zamiast spowiedzi biskupa Hosera czytać
możemy wyłącznie jego gładkie odpowiedzi na suflowane przez zaprzyjaźnionych
dziennikarzy pytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz