Motto: "Pierdol bąka a on brzdąka" - ciocia Wiesia

dominik tarczyński





poseł słynie też z różnych obietnic.
Na przykład przyrzeczenia, że „żaden imigrant nie wjedzie do Polski”. I że będzie bronił Polski przed Europą, która śmie od pewnego czasu debatować o stanie polskiej demokracji. Poseł działa w sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej, reprezentuje polski parlament przed Unią. Właśnie wrócił ze Strasburga, gdzie – o czym szybko poinformował słuchaczy Radia Maryja – głośno domagał się podania przez unijnych posłów przykładów łamania demokracji w Polsce. I co? - I zapadła cisza – doniósł dumnie Tarczyński.
W polskim Sejmie też jest aktywny, kręci nawet filmy podczas obrad. Jak ten film, na którym słychać, jak do próbującej wejść na mównicę posłanki PO Agnieszki Pomaskiej parlamentarzystki PiS wykrzykują „Siadaj, wstrętna babo”, „Zjeżdżaj”, „Zejdź, bo ci pomogę”.

Czystość ciała, ducha i słowa

Po raz pierwszy o Tarczyńskim Polska usłyszała w 2011 roku. 32-letni wówczas konserwatysta piastował posadę dyrektora w TVP. Dostał ją rok wcześniej, dzięki wpływom w PiS. Na korytarzach telewizyjnych próżno go jednak było szukać. Siedział, jako aktywista, pod Pałacem Prezydenckim. – Będę odpowiedzialny za obecność namiotu Solidarnych 2010 na Krakowskim Przedmieściu – pochwalił się na Facebooku. I natychmiast narobił sobie kłopotów.
Podstawowy kłopot był w tym, że – co wytknął mu pierwszy „Newsweek” – w tym czasie Tarczyński przebywał i to od wielu już miesięcy na zwolnieniu lekarskim. Stracił pracę w telewizji. Zajął się na dobre kręceniem filmów. Oraz sprowadzaniem mistyków. Za sprawą Tarczyńskiego do Polski przyjechali m.in. Myrna Nazzour z Syrii, której miał się osobiście objawić Jezus i ksiądz z Ugandy John Bashobora, który – o czym wielokrotnie zapewnia Tarczyński – potrafi wskrzeszać umarłych. Na spotkania z rzekomymi cudotwórcami przybywały tysiące, umierających, schorowanych, ze zmarnowanym zdrowiem i życiem. Tarczyński rozprowadza filmy o uzdrowicielach, płatnie. Staje się specjalistą od świętych i od szatana. Na przykład ukrytego w maskach z Afryki, które Polacy, ku zmartwieniu dzisiejszego posła, wprost bezmyślnie przywożą z wakacji.
A przecież Tarczyński ma dla jarmarcznej Afryki alternatywę - pielgrzymki do Włoch, Izraela, do Libanu. Skąd ten Liban? Z powodu świętego Charbela, XIX-wiecznego mnicha i pustelnika. Głoszącego czystość ciała, ducha i słowa.

Buta bez granic

Pielgrzymki do świętego Charbela oraz innych świętych Tarczyński organizował do roku 2014, za pośrednictwem strony charyzmatycy.pl. Dziś strona już nie działa. Powód?
Być może ten, że internet zalały skargi byłych pielgrzymów. Skargi zaskakująco podobne do siebie. Miało być sanktuarium, była panika, zbaczanie z tras. Albo: organizator, agresywny i arogancki „pobiera wcześniej od uczestników (120–160 osób) po 20 lub 40 euro na jak mówi na słuchawki i ofiarę na mszę, po których i tak każdy osobno wrzuca ofiarę do koszyka. Z tych euro lekko licząc przynajmniej połowa była do zwrotu”.
Kolejny prawie bliźniaczy wpis: „Tarczyński pobierał od każdego po 45 euro – niby na wstępy, na obowiązkowe ofiary (od kiedy ofiary są obowiązkowe?) etc., a tymczasem za wstępy nigdzie nie płacił, żadnych ofiar też nie dawał (nikt z nas niczego takiego nie zaobserwował). Zresztą w dzikim pędzie, w jakim wszystko zwiedzaliśmy, i tak nie byłoby na to czasu”. 
Ktoś gorzko podsumowuje: „Dla mnie Dominik Tarczyński to cwaniak, żerujący na zaufaniu poczciwych, wierzących, skromnych ludzi. Zgrywa świętego, ale jest zwyczajnym oszustem i naciągaczem”.
– Buta Tarczyńskiego nie zna granic – podbija inny uczestnik.
Podobnie uważa Paweł, 45-letni urzędnik ze wschodniej Polski. Na sam dźwięk nazwiska posła Prawa i Sprawiedliwości staje się nerwowy. – Kurwa – mówi, choć na co dzień nawet „kurczę” nie przechodzi mu przez usta. A jak już, od razu idzie do spowiedzi. Bo Paweł jest religijny, żyje zgodnie z nauką Kościoła. Ma w związku z tym gromadkę dzieci, łatwo nie jest. Naprawdę musieli się z żoną nagimnastykować, finansowo też, by razem wyruszyć na tamtą pielgrzymkę do Włoch. – Zbieraliśmy na, jak nam się zdawało, duchową podróż przez rok. No i pan Tarczyński jako przewodnik! Naprawdę wydawało nam się, że to kandydat na świętego.
Do czasu, gdy, już w czasie podróży, usłyszeli, że pielgrzymka będzie skrócona o dzień. – Żeby tylko to – wspomina urzędnik. – Prawie każdego wieczora lądowaliśmy w odrapanych hotelach z widokiem na nic. Najgorsze? 15 minut na wizytę w sanktuarium, do którego tłukliśmy się kilka godzin – wspomina. – A charyzmatyczny pan organizator w tym czasie gdzie? – ciągnie poirytowany. – W kawiarni, pod palmą, z palemką relaksował się. Ze średnim skutkiem, bo ciągle, nie wiedzieć czemu, trzęsły mu się ręce.

Na ustach

– Tarczyński to człowiek, który świętość, wartości, duchowość, ma wyłącznie na ustach – uważa urzędnik. Podobnego zdania jest poseł PO, Artur Gierada. Wbił mu się w pamięć czas, gdy w 2009 roku Tarczyński szefował telewizji w Kielcach. – Przyszedł z partyjnego nadania. I natychmiast wprowadził w ośrodku psychiczny terror. Robił pokazówki. Zwalniał ludzi, zmuszał do nadawania wiadomości z nic nie znaczących wydarzeń, ważne żeby było o prawicy. Nie szanował nikogo poza swoimi promotorami.
Głównym promotorem Tarczyńskiego był wówczas poseł PiS Przemysław Gosiewski (zginął w katastrofie smoleńskiej – przyp. red.). – I tylko dlatego Tarczyński dostał tę robotę, bo znał wpływowego „pisowca”. I już wtedy – mówi dalej Gierada – był tak pokazowo pobożny. Czym omotał sobie lokalnych dostojników. Kompletnie nie przeszkadzało im, że Tarczyński nie żyje zgodnie z przykazaniami, prawdę mówiąc, żyje na kocią łapę – dodaje Gierada.
Od wielu lat partnerką Tarczyńskiego jest Agnieszka Migoń, kielecka bizneswomen, promotorką polskiej mody, w tym marki „Deni Cler”. Prywatnie, co ciekawe, przynajmniej kiedyś, dobra znajoma Małgorzaty Tusk.
- To świetna osoba, długo w regionie uchodząca za liberałkę – wspomina poseł Gierada. Dowód? W 2011 Migoń, o mały włos, nie trafiła na listę świętokrzyskich kandydatów do Sejmu PO. O mały włos, bo nagle w partii gruchnęła wiadomość, że Migoń jest w związku z Tarczyńskim, który właśnie... związał się politycznie z „Solidarną Polską” Zbigniewa Ziobro. - To nie mogło się udać – tłumaczy polityk PO.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Agnieszka Migoń od lat szefuje kieleckiej Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. I że w radzie FRDL zasiada prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, ostro potępiający łamanie prawa przez rządzącą prawicę.
Przez to akurat, jak przyznaje nam z kolei, anonimowo, jeden z działaczy PiS, Tarczyński ma trochę przechlapane u prezesa partii. - Jarosław Kaczyński ma w nosie, że Tarczyński żyje nie po katolicku – twierdzi działacz. - Ale żyć z szefową fundacji, w której zasiada Stępień? To już gorzej.

Wiara w byle co

Jarosław Makowski, filozof i teolog, zauważa, że niewygodne karty z życia Tarczyńskiego są, paradoksalnie, jednak wygodne dla Kaczyńskiego. – Prezes uwielbia otaczać się ludźmi, którzy narozrabiali. Trzyma ich przez to w szachu. Każda wpadka, jak ta Tarczyńskiego ze stopą w spa jest powodem do tego, by publicznie pogrozić palcem, nawet na chwilę odsunąć, ale później wybaczyć, spojrzeć łaskawym okiem. Ceną za to jest niewolnictwo.
Przy okazji teolog zauważa, że Tarczyński to typowy przedstawiciel katolicyzmu zabobonnego. Taki katolicyzm nazywa wiarę „w byle co”. Charyzmatycy, wskrzeszenia, szatan czyhający zewsząd – wpisuje się w taką „wiarę”.
No dobrze, ale mistyk w spa na bogato?
Racjonalnie rzecz biorąc, zdaniem Makowskiego, to powinno w ludziach budzić podejrzenia. – Co trzeba mieć w głowie, by robić sobie takie zdjęcia? Arogancję i mentalne złote zęby – tłumaczy. Dlaczego więc Tarczyński zamiast tracić u wielu wręcz zyskuje? – Bo w nieprzewidywalnym, trudnym świecie pokazał wytłumaczenie wszelkiego zła: za wszystkim stoi demon. To jacuzzi? Wielu uważa, że to dla chwały Bożej, po to by mistyk mógł skutecznie zadziałać w gnieździe os.
Na profilu Dominika Tarczyńskiego na Facebooku, pod zdjęciem w garniturze (to z papugą w negliżu poseł ostatecznie usunął) przeczytamy mnóstwo wzniosłych i pobożnych życzeń, składanych przez bogobojnych wyznawców posła. Na przykład: „Błogosław Panie Tobie, na trudnej służbie dla ukochanej Ojczyzny. Albo: „Niech św. Charbel ma Ciebie w swoich dłoniach”. I jeszcze: „Niech błogosławi Ci Najświętsza Panienka”.
Ani pół komentarza o tym, że Dominik Tarczyński od świętego Charbela, który głosił czystość ciała, duszy oraz słowa, wyzywa innych od bydlaków. Że chciałby z nimi na solo.
Artur Gierada, poseł PO: – Tarczyński to arogant, cynik i hipokryta. Gardzi ludźmi, sam słyszałem jak o kolegach partyjnych mówi jak o śmieciach. Ale to także świetny manipulator. Niestety, w obecnych realiach polskich, to wróży mu wielką karierę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz